Moja matura z religii

Nie dla religii na maturze - Home | Facebook

Przyznam się ze wstydem, że aż do samej matury nie zastanawiałem się nad istotą religii. Codziennie kilka godzin zajmował mi sport (pływanie, piłka nożna), kilka godzin robiłem zadania z olimpiad matematycznych, na religię i do kościoła chodziłem, bo taką miałem rodzinę. Natomiast logika w religii zupełnie nie zaprzątała mojej głowy.

Punktem zwrotnym była matura z religii. Nasz Ksiądz (nazywał się Chrabołowski) zaprosił do siebie do mieszkania czwórkę maturzystów (dwie dziewczyny, dwóch chłopaków), wyciągnął butelkę wina (potem drugą) i dał nam zadanie, żebyśmy przekonali Go, że religia jest bez sensu.

Lubię takie wyzwania i gdzieś o pierwszej w nocy wszyscy się ze mną zgodzili, że religia żadnego sensu nie ma. Maturę wszyscy zdaliśmy!!!

Od tego momentu stałem się wojującym antyklerykałem i ateistą, ale moją opowiastkę przedstawiam w innym celu. Chciałbym zwrócić uwagę na geniusz Księdza Chrabołowskiego. Nie zlecił nam przedstawienie argumentów za sensownością religii, tylko wręcz przeciwnie.

Dlatego warto Jego strategię stosować jak najczęściej w dyskusjach. Jeżeli się z kimś nie zgadzamy, to zaproponujmy zamianę stanowisk: ty będziesz reprezentował moje stanowisko, ja twoje. Jeżeli jesteśmy platformersem i rozmawiamy z pisiorem, to mu zaproponujmy: ja będę argumentował za tym, że Kaczyński to geniusz, a ty argumentuj, że Tusk to jedyny polityk, który nas z bagna wyprowadzi.

Jeżeli jesteśmy antyszczepionkowcem i rozmawiamy ze szczepionkowcem, to zaproponujmy: ja będę optował za szczepieniami, a ty będziesz uzasadniał, że nie mam racji.

Spróbujcie! Szczególnie dobrze działa w rozmowach ze swoimi dziećmi.

Michał Leszczyński

Dodaj komentarz