Wnioski grantowe

W serialu o Lucyferze (bardzo sympatyczny facet!) miał on taką umiejętność, że pytał: „Tell me, what do you truly desire?”. Wtedy każdy człowiek mówił prawdę, czego tak naprawdę pragnie.

Żałuję, że do mnie Lucyfer nie przyszedł, bo bym mu powiedział tak:

– Chciałbym pracować w swoim zawodzie, czyli być fizykiem/inżynierem materiałowym.

Dlaczego nie mogę tego robić? Ano, bo zadaniem profesora w Polskiej Akademii Nauk nie jest poznawanie praw Natury, nie jest opracowywanie nowych technologii. A co jest?

Zadaniem naukowca w moim wieku w Polsce jest pisanie wniosków grantowych. Przy „success rate” około 10%, trzeba napisać 10 wniosków, żeby dostać jeden grant.

Przy grupie badawczej kilkunastoosobowej trzeba mieć 10 grantów, żeby przeżyć, bo finansowanie budżetowe (czyli stałe) to około 20%. W związku z tym, że granty są na ogół trzyletnie, to ta grupa musi napisać około 30 wniosków. Na pana profesora wypada połowa.

Nie wierzycie? Uwierzcie! W 2023 napisałem 12 wniosków, z czego 2 się zakwalifikowały do finansowania.

Teraz piszę 4 wnioski- 3 polskie, jeden europejski. Ocipieć można- przepraszam za wulgaryzm, ale tylko takie słowo mi do głowy przychodzi. Deadlines są na początku marca.

Myślicie, że człowiek napisze wniosek i ma spokój? Ha, ha. Po czterech miesiącach dostaje całą listę poprawek. Na przykład, w jednym miejscu napisze, że kupi metalorganikę za 2250 Eur, a w drugim za 2420 Eur, i już musi wyjaśniać skąd ta różnica. Problem w tym, że metalorganiki są różne, czasem potrzeba ich więcej, czasem mniej, i ta cena jest całkowicie nieistotna.

W niemieckich instytutach finansowanie budżetowe to 80%, a 20% to granty (powtarzam, w Polsce odwrotnie), a „success rate” w aplikacjach grantowych to 40%. I jak mamy z Niemcami konkurować?

Michał Leszczyński

Dodaj komentarz