Profesor versus Poseł

Jest taki fejkowy cytat Bismarcka: „Acht und achtzig Professoren und Vaterland, Du bist verloren” (88 profesorów (w parlamencie) i ojczyzno, jesteś zgubiona). Podobno tak Bismarck nie powiedział, ale potraktujmy ten cytat jako punkt wyjścia do poniższej notki.

Do tytułów mam stosunek niechętny, ale zastanówmy się, jak się zostaje profesorem fizyki.

Etap 1: doktorat

Najpierw trzeba znaleźć promotora, albo promotor znajduje ciebie. Promotor musi mieć tytuł doktora habilitowanego. Przez 4-10 lat trzeba wykonywać eksperymenty lub obliczenia i wyniki publikować w czasopismach międzynarodowych. Publikacje są recenzowane przez specjalistów w danej dziedzinie. Jak się opublikowało 4-5 prac, to można napisać 100-200 stron doktoratu, który jest recenzowany przez uznanych profesorów. Jeżeli recenzje są pozytywne, to trzeba zdać egzamin z fizyki i obronić pracę przed specjalnie powołaną komisją.

Etap 2: habilitacja

Znowu trzeba opublikować koło 10 prac, mieć wykłady zaproszone na konferencjach, mieć przyznane granty. Wtedy kolejna komisja przyznaje tytuł doktora habilitowanego.

Etap 3: profesura

Teraz trzeba się wykazać promotorstwem kilku doktorantów, aktywnością grantową, organizacjami konferencji. Powoływana jest komisja, która decyduje, czy dany fizyk nadaje się na profesora.

Tak to wygląda. Czy jest to proces demokratyczny? Absolutnie nie. A teraz wyobraźmy sobie, że się zostaje profesorem poprzez głosowanie powszechne. 30 milionów Polaków głosuje, czy Leszczyński nadaje się na profesora. Absurd? Oczywiście, że tak, bo o pracy fizyka może (ale nie musi!) mieć tylko pojęcie inny fizyk.

Z kolei posłem zostaje się poprzez powszechne głosowanie. Czy ma to sens? Poseł ma (teoretycznie) dużo większą odpowiedzialność niż profesor fizyki.

Na całym demokratycznym świecie mało wykształceni wyborcy wybierają mało kumatych posłów. Czy wobec tego możemy się dziwić, że świat funkcjonuje tak, jak funkcjonuje?

Od lat namawiam, żeby 1/3 posłów była nie wybierana, ale wyselekcjonowywana podobnie jak profesorowie fizyki. Powinni być specjaliści od energetyki, od ochrony zdrowia, od informatyki, od technologii półprzewodnikowych, od biotechnologii, od kultury, od finansów, itd. Posłowie tacy nie mieli by mieć prawa mieć jakichkolwiek związków z partiami politycznymi.

Wyobraźmy sobie, że PiS ma 120 posłów, Opozycja 80, a Niezależni 100 (300 posłów wystarczy). Albo odwrotnie, PiS 120, Opozycja 80, a Niezależni 100. Tego rodzaju Sejm przestałby być maszynką do głosowania pod batutą rządu, tylko musiałby podejmować decyzje merytoryczne.

Michał Leszczyński

Dodaj komentarz