Hipokryzja, czy brak logiki

Premier Morawiecki krzyczy, żeby nie kupować ropy i gazu z Rosji. Także prezydent Załenski mówi to samo.

Zastanówmy się jednak przez chwilę, kto bardziej zyskuje na handlu ropą i gazem: Rosja, czy Ukraina?

Wojska ukraińskie muszą mieć paliwo do swoich czołgów, samolotów i transporterów, a żołnierze muszą mieć co jeść. Gdyby nie import ropy z Rosji do krajów Unii (w tym Polski), Ukraina benzyny by nie miała i Ukraina musiałaby się poddać w ciągu kilku dni. Gdyby nie import gazu z Rosji, to byśmy nie mieli nawozów i nie mielibyśmy czym nakarmić nie tylko Gości z Ukrainy, ale i samych siebie.

Rosja zarabia pieniądze za sprzedaż ropy i gazu, ale nie są one decydujące na wojnie z Ukrainą. Dziennie Rosja zarabia na sprzedaży tych surowców 300 mln dolarów. Koszt ich wydobycia to ponad 100 mln dolarów, czyli zostaje 200 mln dolarów.

Ukraińcy dziennie potrafią zniszczyć 20 czołgów i 5 samolotów. Koszt wyprodukowania czołgu to ok. 5 mln dolarów, a samolotu ok. 30 mln. Czyli codziennie Rosjanie tracą 250 mln dolarów na samych czołgach i samolotach, a dochodzą do tego straty ludzkie i materiałowe.

Zaryzykowałbym wyliczenie, że zyski Rosji ze sprzedaży ropy i gazu są dwa razy mniejsze niż straty wojenne, których by nie było, gdyby Rosja zakręciła kurki.

Czy wobec tego Rosja jest tak durna, że nam ropę i gaz sprzedaje? Nie jest, bo, na szczęście, oprócz prowadzenia wojny Rosjanie muszą jakoś żyć, a Chińczycy nic nie sprzedają na kredyt.

Dlatego módlmy się, żeby Rosja gaz i ropę jak najdłużej wolnemu światu sprzedawała, bo tylko tak Ukraina może się obronić.

Michał Leszczyński

Dodaj komentarz